Szkola niespełnionych marzeń
- Napisane przez
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
Dziesięć lat temu zaczęli w polskiej edukacji rewolucję. Dzisiaj są uważani za twórców nurtu edukacji spersonalizowanej i demokratycznej oraz domowej.
Paweł i Marzena Zakrzewscy stali się dla tysięcy rodziców inspiracją, która może zmienić raz na zawsze oblicze polskich szkół. Jeśli znowu na ich drodze nie staną bezduszni urzędnicy. Gdyby dzisiaj, gdy szuka się rozwiązań systemowych i zmian, wykorzystać ich doświadczenia, Polska błyskawicznie stałaby się liderem edukacyjnego świata.
To historia, która zaczęła się wiele lat temu, gdy w Polsce jeszcze nikt nie słyszał ani nie myślał o tym, że dzieci można uczyć w domu. Paweł i Marzena Zakrzewscy, naukowcy i wielcy pasjonaci edukacji, doszli do wniosku, że szkołę można prowadzić inaczej.
Podróżując po całym świecie poznawali systemy edukacyjne i ze zdumieniem odkryli, że są kraje, w których dzieci uczą się i w domach, i w szkołach. Co więcej, takie szkoły osiągają wspaniałe rezultaty a dzieci, które z nich wychodzą są lepiej przygotowane do życia niż te ze „zwykłych” placówek.
Minęło kilka lat - edukacja domowa trafiła do polskiego prawa. I nastąpiła prawdziwa eksplozja. W 2009 roku jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać szkoły, które oferowały edukację zintegrowaną. Część zajęć odbywała się w domach, część w placówkach - bo dzieci błyskawicznie tworzyły grupy, które chciały się spotykać. Socjalizacja jest równie ważna jak nauka, a niekiedy nawet ważniejsza, szczególnie od czwartej klasy.
Na czym to wszystko polega? Program i wymagania są takie same dla wszystkich - natomiast nauka przebiega trochę inaczej. Rodzice uczą dzieci w domach i na spotkaniach grupowych, na wyjazdach, a raz na rok odbywają się surowe państwowe egzaminy, które weryfikują, czy procesy edukacyjne przebiegają prawidłowo. Zainteresowanie tą formą nauki przerosło wszelkie oczekiwania - jego skala pokazała, jak wielkie są potrzeby rodziców i jak wielkie możliwości uczniów, którzy entuzjastycznie wręcz zajmowali się nauką, niezależnie od wieku.
Na pewno pomogła też nowoczesna technologia oraz nowatorskie pomysły. Unikalna autorska platforma edukacyjna, pełna ciekawych materiałów, dostęp przez internet oraz przedmiotowe boxy edukacyjne, czyli zestawów edukacyjnych zawierających mnóstwo ciekawych materiałów do nauki, było czymś nowym i niespotykanym w ówczesnej oświacie.
Paweł i Marzena Zakrzewscy nauczali w ten sposób swoją jedenastkę dzieci. I prowadzili badania, które pokazywały, że edukacja spersonalizowana i demokratyczna ma wiele zalet.Badania, które mówią jak jestChodzi m.in. o pełne wykorzystanie indywidualnych predyspozycji każdego dziecka.
W typowej szkole nie ma na to czasu a przecież przysłowiowa Ania ma zupełnie inne zdolności niż jej kolega Jaś i wymaga zupełnie innego sposobu nauczania. W zwykłej szkole oboje sobie poradzą, ale mają szansę być po prostu uczniami. W edukacji spersonalizowanej na pierwszym miejscu stawia się dziecko - i wszystko robi się tak, aby było nie tylko dobrze nauczone ale też szczęśliwe. I chociaż brzmi to trochę jak bajka, to badania Zakrzewskich pokazały, że jest to nie tylko możliwe ale i osiągalne stosunkowo niewielkim nakładem sił i środków.
Tylko ten jeden wycinek pracy Zakrzewskich powinien być dzisiaj wskazówką dla wszystkich, którzy myślą o reformie edukacji. A czas na dyskusję w tej sprawie jest najwyższy. Szkoła XXI wieku musi mieć czas dla każdego dziecka. I nauczyciele to zaczynają rozumieć, chociaż nie zawsze było tak różowo.Jednak sześć lat temu edukacja spersonalizowana w Polsce zaczęła napotykać na problemy.
Głównie przez urzędników, którzy czy to z niewiedzy czy też inspirowani przez nieprzychylne środowiska, atakowali placówki edukacyjne. Najbardziej poszkodowani byli sami twórcy, do których przychodziła kontrola za kontrolą.
Skończyło się na odebraniu dotacji edukacyjnej i nasyłaniu urzędników skarbowych a nawet... antyterrorystów. Placówki Salomon niszczyła bezduszna maszyna urzędnicza, która chciała zatrzeć najmniejsze ślady po edukacji spersonalizowanej.
To się na szczęście nie udało. Jedna po drugiej - urzędnicy przegrywali wszystkie sprawy w sądzie - ale ze szkół zostały już zgliszcza. Niektórzy rodzice przenieśli swoje dzieci gdzie indziej, a Zakrzewskim została długa i wyniszczająca walka prawna. Na niej stracili cały majątek a mając aż jedenastkę dzieci był to ogromny stres. Urzędnicy i choroby pokonałyby każdego.
Ale nie poddali się. I dostali potężne wsparcie ludzi dobrych serc.Urzędnicy atakująRodzice zniszczonej sieci szkół Salomon w obronie edukacji spersonalizowanej poruszyli niebo i ziemię. Setki spotkań z parlamentarzystami wszystkich opcji politycznych zaowocowało interpelacjami oraz interwencjami.
Sprawą zainteresowały się media. Organy państwa, poruszone lawiną skarg, zaczęły się interesować bliżej sprawą. Dzisiaj wiadomo już, że za atakiem na szkoły Salomon stały zawiść, brak wiedzy i zwykła urzędnicza głupota. Zakrzewscy wygrywają wszystkie sprawy w sądach. Sprawiedliwości staje się zadość.
Chociaż nie do końca.Ale w takiej sprawie, która dotyczy tysięcy dzieci, nie wszystko dzieje się tak, jak by tego oczekiwali widzowie filmowej trylogii o Urzędniczych Wojnach. Urzędnicza hydra podnosi łeb i w najmniej spodziewanej chwili atakuje. Tylko nieprawdopodobne zaangażowanie ludzi dobrej woli, którzy mają dość niszczenia edukacji sprawia, że hydra nie ma już ostrych kłów, ale jeszcze potrafi ugryźć.
Zaatakowała Marzenę Zakrzewską tak mocno, że ta trafiła do szpitala. Rodzina wystąpiła więc o pomoc prawną do kilku znanych fundacji. Poprosiła też o wyznaczenie obrońców z urzędu - wiele lat walki z urzędnikami pozbawiło naukowców prawie wszystkich środków do życia.
Przeciwko wielodzietnej rodzinie nadal występują Urzędy Kontroli Skarbowej - chociaż nie ma już do tego żadnych podstaw. Festiwal przypadków jest zadziwiający - od popularnego w polskich urzędach i sądach wysyłania zawiadomień na zły adres po wizyty policjantów.Powrót SalomonaPrzed Zakrzewskimi najważniejsza część walki o edukację.
W czasie społecznych niepokojów, protestów nauczycieli i walki o przyszłość setek tysięcy polskich dzieci, ich doświadczenia są bezcenne. Gdyby udało się stworzyć szkołę przyszłości, w której na pierwszym miejscu stawia się dobro dziecka, to właśnie ich badania będą najlepszym materiałem dla jej kształtowania.
Bo w XXI wieku musimy wrócić do człowieka, jego dobra i szczęścia jako celu działania systemu. Odbiurokratyzować szkołę, przywrócić nadzieję i godność rodzicom i nauczycielom. Jest bardzo wiele do zrobienia. I nie możemy pozwolić by na drodze tym planom stanęła urzędnicza bezmyślność, głupota a także zawiść.
Dziedzictwo twórców Szkół Salomon, zapisane na tysiącach stron książek, badań i wniosków, nie może zostać zaprzepaszczone. Bo gdyby tak się stało, to zaprzepaścimy przyszłość całych pokoleń, które z nadzieją czekają na to, aż szkoła będzie prawdziwą szkołą ich marzeń.