Czy warto być asertywnym?
- Napisane przez
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
Asertywność to nie tylko sztuka powiedzenia: „nie”. W szkole każdy z nas myślał tak samo. Pamiętam ten moment, kiedy w klasie zapadała absolutna cisza, tylko dlatego, aby nauczyciel cię nie dostrzegł i nie wziął do tablicy. I tak żyliśmy z dnia na dzień, z roku na rok.
To już nawet podchodziło pod bycie człowiekiem-kameleonem... Zaskakujące było to, że na przerwach wszyscy byliśmy rozwydrzeni - jak na dzieci przystało, a w klasie przejawialiśmy syndrom człowieka-widmo… Na tzw. „pauzie” każdy przecież miał własne zdanie, a w klasie już wszyscy myśleli tak samo. To mnie zastanawiało jeszcze wiele lat później…
Przyszedł okres pracy, a tam to też lepiej było się nie odzywać. Z założenia przecież siedzenie cicho – nawet się opłacało. Im mniej cię widzieli, tym lepiej dla ciebie, 1:0 - bo nikt cię przecież nie zwolni za nic. Zaduma nad tym tematem przyszła do mnie jednak pewnego, letniego wieczoru i była naprawdę oczywista.
Czy kierownik osiągnął swoje stanowisko, dlatego, że się nie odzywał, czy też dlatego, że przejawiał swoje własne zdanie i inicjatywę w pracy? Czy właściciele wielkich korporacji, ludzie u szczytu władzy, to osoby, które wolą być w cieniu? Łączy je zdecydowanie jedna cecha: asertywność. I to nie tyle pewność siebie, co właśnie asertywność. Umiejętność przedstawienia swojej wizji, nawet, kiedy cała reszta myśli zupełnie inaczej. Ot, co - zdolność przedstawienia swoich racji i siła charakteru.
Ci ludzie doskonale znają swoją wartość, nie boją się stawiać na swoim i tu właśnie dochodzimy do sedna całej sprawy – są ryzykantami. Wygrywają wszystko, albo nic. Ale zanim się poddadzą, będą próbowali jeszcze setki razy… do skutku. W efekcie czego – nie poddają się nigdy i osiągają to, o czym przeciętny człowiek może sobie jedynie zamarzyć.
Co najważniejsze, jest im w życiu łatwiej.
Asertywność, jaką w sobie noszą, od razu przyciąga do nich odpowiednich ludzi, właściwych wspólników, korzystnych w biznesie kontrahentów. Pozwala im szybko wspinać się po szczeblach kariery, eliminować ludzi, którzy im źle życzą i szybko rozpoznawać oblicza przyszłych podwładnych.
Tymczasem, przeciętny szarak unika szefa jak może. Chowa się w swojej szafie niewiedzy, zasiewa ziarenko ciszy i kiełkuje pod ziemią po kilkanaście lat na tym samym stanowisku, nie zdając sobie sprawy, że można spróbować inaczej. Wystarczy, żeby się odważył, żeby się odezwał, aby podał pomysł, a ujrzy coś, czego dotąd nie widział. Ujrzy drogę, która może odmienić całe jego dotychczasowe życie. A wybór? Jak zwykle należy tylko do niego.
Ze swojego punktu widzenia wiem, że istnieje spora zależność, pomiędzy asertywnością, a rozwojem osobistym w późniejszym czasie. Człowiek jest bardziej doceniany w pracy, szanowany w życiu i przede wszystkim – ma odwagę spojrzeć w lustro.
Do narcyzmu mam daleko, ale tak się przy tym zastanawiam, gdzie wobec tego nauczyłam się najważniejszej mojej cechy charakteru? Skoro nie w szkole - bo tam się wszyscy bali… Skoro nie w pracy - bo tam to także było zakazane…
To gdzie? Czy zwyczajnie wynikło to z moich obserwacji, czy po prostu to życie nauczyło mnie czołgać się pomiędzy często - tak różnych od mojej wizji - opiniami innych i zamiast wpadać w doły, za każdym razem wychodziłam z nich bez szwanku? Pytania ważne i czysto retoryczne.
Zd24, Aleksandra Aniśko