W hospicjach ludzie umierają po cichu i w samotności
- Napisane przez
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
Jedni wypatrują swoich bliskich w oknach, drudzy codziennie dzwonią. To teraz jedyny sposób, aby skontaktować się z osobami, które przebywają w hospicjach. Niestety, wielu z nich jest zbyt słaba, żeby odebrać telefon czy wstać z łóżka.
Umierają po ciuchu i w samotności.
Mama pani Małgorzaty ma nowotwór z przerzutami. Do hospicjum trafiła 19 marca.
- Przed wejściem zdążyłam ją tylko przytulić. Mój brat został z tatą w samochodzie, więc oni nawet nie mieli okazji się pożegnać – opowiada Małgorzata Marszał.
Rodzina nie może zobaczyć się z kobietą, ponieważ hospicjum jest zamknięte dla odwiedzających z powodu epidemii koronawirusa.
- Codziennie biję się z myślami. Co mamy zrobić? Chcielibyśmy mieć ją w domu, żebyśmy mogli z nią rozmawiać, pomagać jej, żeby nie musiała słyszeć codziennie jęków umierających ludzi. Ale co się stanie, jak jej stan się pogorszy? Kto nam wtedy pomoże? – pyta pani Małgorzata.
Pani Małgorzata i jej rodzina codziennie dzwonią do matki, często nawet kilka razy dziennie. Coraz kobiecie brakuje siły na odebranie telefonu, a w pobliżu nie ma osoby, która mogłaby pomóc.
W tym samym hospicjum jest mąż pani Agaty. Mężczyzna choruje na stwardnienie rozsiane, chorobę, na którą nie ma leku.
- Byliśmy ze sobą 30 lat. Najpierw był przykuty do wózka, potem do łóżka, to są niestety końcowe stadia choroby – mówi.
Małżeństwo nie może nawet porozmawiać przez telefon czy zobaczyć się na chwilę przez okno – mężczyzna jest tak chory, że ma problemy z mówieniem i praktycznie nie wstaje już z łóżka.
- W tyle głowy mam świadomość, że możemy się już nigdy nie zobaczyć. To jest najbardziej obciążające. Czekamy aż skończy się ten horror – mówi pani Agata.
Pani Ewa również nie ma szansy pożegnać się ze swoim ojcem. Mężczyzna przez ostatnie trzy tygodnie był w śpiączce farmakologicznej. Ma chore płuca, więc kontakt z koronawirusem mógłby okazać się dla niego śmiertelny.
- Rozgrywa się dramat i to dramat dla obydwu stron. Jedna strona być może niedługo zgaśnie, a druga bardzo chciałaby być blisko, ale nie ma takiej możliwości – mówi kobieta.
W hospicjach mogą przebywać tylko pacjenci oraz personel: lekarze i opiekunowie.
- Stopniowo zaczęliśmy wprowadzać różnego rodzaju ograniczenia. Staramy się, jak najlepiej zaopiekować naszymi pacjentami, ale czegoś brakuje. Zrobiło się po prostu pusto – mówi Anna Janowicz z Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku. I dodaje: Mówimy jednak o sytuacji skrajnej i bardzo szczególnej, więc mamy świadomość, że musimy wprowadzać zakazy i ograniczenia.
Czy rodziny będą miały jeszcze możliwość pożegnania się z bliskimi zanim odejdą?
- Myślę, że dla każdego z nas czymś niewyobrażalnym jest to, że nie będzie nas przy naszym bliskim, kiedy on odchodzi. Będziemy się starali umożliwić taki kontakt – zapewnia Anna Janowicz.
- Paradoks polega na tym, że zamykamy hospicja, żeby chronić tych najbardziej narażonych i jednocześnie pozbawiamy ich tego, czego teraz potrzebują najmocniej, czyli bliskości – mówi Bartosz Zięba, partner pani Małgorzaty.
xnews