Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 381
Menu
Agencja marketingowa

Sprzedawcy marzeń

Akwizycja” to takie brzydkie słowo. Już same 4 sylaby to trochę zbyt wiele, jak na percepcję przeciętnej osoby. A jakby jeszcze rozważyć konotacje tego wyrazu, skojarzenia, które bezwiednie i jakże podstępnie wkradają się do mózgu, gdy je wymawiamy?

Przecież od „inkwizycji” dzieli ją tylko literka „i”, a domokrąstwo zdaje się być, jakże błędnie, synonimem. Tak, „akwizycja” to zdecydowanie brzydkie słowo. A brzydkich słów, jak wie każde dobrze wychowane dziecko, się nie wymawia.

Gorączkowe poszukiwanie wyrazów bliskoznacznych nie przynosi najlepszych rezultatów, więc przechodzimy troszkę dalej. No i proszę, wysiłek nie poszedł na marne, mamy „hostessę”. Zaraz za nią pojawia się „doradca finansowy”, w zależności od potrzeb. Od teraz słowo „akwizycja” staje się tabu.

I już, niedługo po pojawieniu się oferty pracy w serwisie gumtree.pl, pod „agencją hostess” gromadzi się niemały tłumek zestresowanych i oczekujących ostrej selekcji dziewczyn, a przyszli doradcy finansowi zapełniają całą ulicę przed drzwiami hotelu. Ale uwaga! Te wszystkie 100 osób to elita, albo właściwie tą elitą mogą dopiero się stać. W każdym razie jest to jedna z pierwszych informacji, jakie uzyskują. Pozostałe również należą do gatunku spełniania podstawowych potrzeb ludzkich, jakby wyjęte z górnej części piramidy Maslowa. Zaczyna się krótkim atakiem na potrzebę afiliacji (my jako grupa, przy czym nie zapominajmy - grupa elitarna), aby później uderzyć zdecydowanie w takie aspekty, jak potrzeba szacunku i uznania czy też samorealizacji. I wcale nie dziwi to, że firma przyznaje się, że przez ostatnie miesiące badała nie potrzeby rynku, lecz potrzeby współpracowników.

Hostessy wymieniają kilkakrotnie uścisk dłoni z wszystkimi menedżerami, którzy się dużo uśmiechają i przedstawiają imionami. Ogólnie to są ważne, wszyscy są dla nich serdeczni, a sami kierownicy udają, że teraz będziemy przyjaciółmi.

Jeżeli chodzi o doradców, natomiast, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Na wykładzie, na który zapraszają, dowiadujemy się, że nasz świat został dość kiepsko zaplanowany. Większość ludzi się pomyliła i prawie wszyscy są zatrudnieni nie w tym sektorze, co trzeba. Są przez to bardzo smutni. I tu pojawia się zdjęcie nieuśmiechniętych twarzy - wyraźne potwierdzenie. Ale, ale… my możemy wybrać inaczej, my możemy pracować samodzielnie i stać się elitą tego świata. W tym momencie pojawia się zdjęcie twarzy uśmiechniętych. I już wiadomo, nie trzeba tłumaczyć, każdy głupi widzi. Doradztwo - uśmiech, nie-doradztwo - smutek. Mi wystarcza, ja już jestem na tak, ale oni przygotowali więcej argumentów. I nie wchodząc w szczegóły, to oprócz szczęścia czeka nas samodzielność, duże zarobki zależne tylko od włożonego wysiłku, możliwość wykazania się i awansu itd., itp. Słowem raj na ziemi.

Być może pod koniec tego spotkania, choć prawdopodobnie na którymś z kolejnych, przyszli doradcy dowiedzą się, że ich praca polega na atakowaniu ludzi na ulicy (bądź znajomych) i oferowaniu im drogi finansowego szczęścia. Hostessy natomiast, że mają zaczepiać przechodniów z butelkami perfum. To musi być dziwne uczucie mówić, że wkrótce powstanie stoisko z rzeczonymi perfumami po cenie 5 razy wyższej, ze świadomością, że ono nigdy nie powstanie. No ale cóż, jesteśmy elitą. A to jest zło konieczne. A może wcale nie zło?

Później, gdy już to sobie uświadamiamy, gdy cały rzeczywisty charakter pracy zostaje odkryty i staje przed nami ze swoim trudnym do zaakceptowania obliczem, wydaje się już jakby za późno. Trochę trudniej nam zawieść menedżerów, którym uściskaliśmy dłonie, opuścić tych wszystkich miłych i sympatycznych ludzi i powrócić do naszej zwykłej rzeczywistości, gdzie już elitą nie jesteśmy. No więc duża część z nas zostanie. Nieświadomi, że stali się obiektem manipulacji.

Dlatego też, gdy ktoś oferując pracę uśmiecha się, wiem, że to nie jest normalne. W rzeczywistości, w której siła robocza występuje w nadmiarze i jako „dobro odnawialne”, pracodawcy mają prawie nieograniczoną ilość pracowników bez kwalifikacji do wyboru. Zatem po co się starać i namawiać?

Dlatego, gdy tylko słyszę słowa zachęty, robię wszystko żeby ominąć przydługie wykłady i szkolenia, mówiąc cicho niecenzuralne słowa tabu, jak np. „akwizycja”.

 

zd

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

powrót na górę

Reklama

biuro wirtualne

 

              Wiadomości            Wydarzenia             Świat                Polityka                 Gospodarka                   Sport                     Waszym zdaniem                   Styl życia                                                         

Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji tutaj . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz treść naszej nowej polityki a tutaj więcej informacji o Rodo