Polak Polakowi orłem!
- Napisane przez
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
To że Polacy nie są ufnym narodem to wiadomo. Nie jest nowością, że jesteśmy zawistni i małostkowi w stosunku do siebie. Tak się dzieje w kraju, tak się dzieje za granicą.
Ale tylko za granicą Polak potrafi do cna wykorzystać Polaka. I śmiać się mu prosto w twarz.
Polak Polakowi orłem, a nie wilkiem. Nie wiem dlaczego tak się dzieje Czy to jest skoncentrowanie polskich wad, czy też fakt, że nikt tak naprawdę siebie nie lubi.
Dlaczego za granicą jesteśmy jeszcze gorsi niż w kraju. Może to jest spowodowane tak zwanym (przeze mnie) syndromem panien z Częstochowy.
Otóż jak taki jeden czy drugi wyjedzie już z domu i nie ma nad sobą bicza w postaci rodziny, znajomych czy przyjaciół, którzy by go oceniali. Oceniali i może nawet się od niego odwrócili.
To wtedy hej! Niech się dzieje! Trzeba dać czadu! To może jest pokłosie tego samego syndromu ta polska zawiść i chytrość. A może coś zupełnie innego.
To jest jak w polskim przysłowiu o psie ogrodnika. Sam nie weźmie, cudzemu nie odda. Taki jest Polak za granicą. Oczywiście ja tutaj generalizuję, może nawet za bardzo. Ale dziś spotkała mnie nieoczekiwane zakłopotanie, gdy ktoś mi powiedział, że nie jestem taki jak większość Polaków.
To podbudowuje. Jednak pytanie brzmi: dlaczego tacy jesteśmy?
Nie wiem czy warto opisywać przypadki, w których Polak wykorzystywał Polaka. Dzieje się to także dlatego, że znaczna część Polaków nie zna angielskiego (w krajach angielskojęzycznych) czy innych rodzimych języków.
I nie ma się komu nawet poskarżyć, no bo jak, skoro nie wiesz jak i do kogo się zwrócić? Dodatkowo Polacy generalnie nie ufają policji w Polsce i ta nieufność przelewa się na obcych policjantów.
Bo niby dlaczego mieliby nam pomóc?
W Anglii jest inaczej – policjant, to ktoś komu się ufa. To jest osoba zaufania publicznego. Nie trzeba się jej bać. A jeśli trzeba, żeby pomógł, to on to ma w obowiązku zrobić. I nie ma zmiłuj się.
Jeszcze kilka lat temu polskie czasopisma na Wyspach zasypane było ogłoszeniami – załatwiamy NIN czyli numer ubezpieczenia społecznego National Insurance Number.
Sprawa sprowadzała się do wykonania jednego telefonu. Góra 15 minut rozmowy. Za coś takiego żądano 50 funtów! I byli tacy, którzy płacili.
Moi znajomi kiedyś korzystali z usług tak zwanej koleżanki, za tłumaczenie jednej strony brała sobie 10 funtów, a gdy ktoś dostał jakiś zasiłek bo pomogła mu wypełnić formularz to brała jeszcze „procent”.
Uroczo nieprawdaż? Biada nam jeśli to są nasi przyjaciele. Jak mówią, z takimi przyjaciółmi nie ma co się obawiać wrogów.
Ostatnio zaś słyszałem o przypadku, w którym polski manager podbierał ludziom pieniądze z kopert, które zawierały wypłatę. Ode mnie by taki ktoś raz wziął. Tylko raz.
Ci ludzie się godzą, bo ich angielski jest zbyt mizerny, żeby się angielskiemu szefowi poskarżyć. Ta dziwaczna postawa wyzyskiwacza była nawet pokazana w polskim serialu o przygodach emigrantów wyjeżdżających na wyspy – w „Londyńczykach” już w pierwszym odcinku.
Niestety to wszystko prawda.
A może jest jeszcze gorzej. Ta perfidia Polaków to wcale nie jest specyfika Wysp(czy też Wyspy). Znajomi, którzy pracowali w Stanach opowiadali takie same rzeczy. Że nikt ich tak nie wykorzystał jak Polak w Stanach.
Z czego to się bierze? Nie wiem. Wydaje mi się, że ta zawiść wytworzyła się niedawno. Za komunizmu, gdy wszyscy mieli mniej więcej po równo, chyba tak nie było.
A może się mylę? Nie pamiętam tych czasów tak dobrze. A Państwo?
Zd24.pl, Artur Pomper