Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 381
Menu
Agencja marketingowa

„Wkładanie języka w ucho, niechciane pocałunki”

Wkładanie języka w usta, do ucha, niechciane pocałunki i dotyk. To tylko niektóre z zarzutów stawianych dyrektorowi Teatru Bagatela przez aktorki i pracownice. Kobiety miały przez lata doświadczać mobbingu i molestowania.

 

Wreszcie postanowiły przerwać milczenie.

Dziewięć kobiet z Teatru Bagatela zarzuciło swojemu szefowi molestowanie seksualne i mobbing. Kiedy sprawa została nagłośniona przez media, milczenie postanowiły przerwać kolejne aktorki, a skala stawianych zarzutów zaczęła się powiększać.

- To była tajemnica poliszynela. Wszyscy bali się o tym mówić. Panował paraliżujący wstyd, że jesteśmy tak traktowane i strach, że konsekwencje będą dla nas bardzo niedobre – mówi jedna z aktorek i dodaje: - Każda z nas myślała, że to dotyczy tylko jej (…). Nie zgadzamy się na takie traktowanie, jako kobiety i pracownice tego teatru. W zależności dyrektor-aktorka powinno wystarczyć uściśnięcie ręki, a nie obejmowanie i przyciskanie całym sobą do czyjegoś ciała i mówienie, która część ciała mu się u mnie podoba.

- Dyrektor na początku stwarza sytuację, w której pracownica staje się od niego zależna. Zaczyna od ojcowskich gestów, które sprawiają, że pierwsze przekroczenia granicy powodowały we mnie poczucie winy. Na zasadzie, że może rzeczywiście doprowadziłam do czegoś, co mogło zasugerować, że on sobie pozwala. Ale w momencie, kiedy powiedziałam wyraźnie nie i nie przyniosło to efektu, zrozumiałam, że to zupełnie nie o to chodzi. Długo trwało zanim przestałam źle się czuć sama ze sobą - mówi Patrycja Babicka, pracownica Teatru Bagatela.

Na wyznanie zdecydowała się też Karolina Więckowska.
- Gdy byliśmy tylko we dwoje w biurze, zostałam wygłaskana po plecach. Dyrektor odchylił sukienkę i zaczął głaskać mnie po plecach. Zareagowałam na to krzykiem, że tego nie wolno dotykać, żeby tego nie robił. Wtedy usłyszałam komunikat, że chciał tylko zobaczyć, że nic się nie stało, że jestem przewrażliwiona.

- Reakcja wyraźnego sprzeciwu skończyła się tekstem: „Lubię, jak jesteś taka ostra”. Każdą z tych sytuacji odchorowywałam. Wracałam do domu i czułam się brudna, miałam poczucie winy. Popadałam w depresję – mówi Babicka.

Kobiety po latach upokorzeń zdecydowały się poinformować prezydenta miasta, któremu podlega dyrektor Teatru Bagatela. Nie wierzyły, że ktokolwiek w teatrze może poważnie potraktować ich zarzuty. Jacek Henryk Schoen kieruje „Bagatelą” od 20 lat. Kiedy wybuchł medialny skandal, dyrektor wydał tylko oświadczenie i przestał kontaktować się z dziennikarzami.
- To wszystko jest nieprawda – powiedział.

Jak twierdzą aktorki, zanim jeszcze doszło do spotkania w urzędzie miasta, dyrektor zaczął się bardzo dziwnie zachowywać.
- Zadzwonił i zapytał, czy rzeczywiście czułam się przez niego kiedyś nagabywana i molestowana. Powiedział, że jeżeli tak, to bardzo przeprasza, tłumaczył to wszystko swoją serdecznością, powiedział, że mamy niebywałą koneksję, jakieś porozumienie dusz. Na koniec powiedział: „Rozumiem, że wyjaśniliśmy sprawę i nie wybierasz się na żadne spotkanie z prezydentem”. Udałam się do garderoby i dostałam ataku paniki. I zaczęłam strasznie płakać. Miałam problem, żeby złapać oddech.

Pracownice „Bagateli” nie miały zamiaru ujawniać swojej tożsamości, wierzyły, że sprawa zostanie załatwiona dyskretnie. Jak twierdzą, takie deklaracje usłyszały ze strony władz miasta, kiedy złożyły oficjalną skargę. Niestety, zanim prezydent Jacek Majchrowski zdecydował się zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa, nazwiska oskarżających o molestowanie kobiet w dziwny sposób trafiły w ręce dyrektora Schoena.

- Nie pamiętam, żeby prosiły mnie o anonimowość. Jeżeli się tego typu sprawę porusza, to nie można liczyć na anonimowość. One same zbierając się zrobiły pewien ferment. Pan Schoen, kiedy do mnie przyszedł, znał nazwiska wszystkich osób – mówi Majchrowski.

Aktorka Alina Kamińska jako pierwsza publicznie odważyła się opowiedzieć, czego przez wiele lat doświadczała w teatrze.
- Przede wszystkim chciałyśmy, żeby odbyło się to inaczej, z klasą. Miałyśmy w sobie gotowość i nie chciałyśmy rozgłosu medialnego. Chciałyśmy zrobić to tak, żeby nikt nie ucierpiał, najmniej nasze rodziny i koledzy.

Do Kamińskiej zaczęły zgłaszać się kolejne kobiety z „Bagateli”.
- Pomyślałam o niej, ponieważ wiedziałam, że oprócz tego, że jest aktorką, jest też radną i wiedziałam, że może mieć pomysł, środki i narzędzia, żeby nam pomóc. Pamiętam sytuację, że przyszłam do Aliny i nie umiałam jej powiedzieć, z czym przyszłam. Zablokowało mnie. Alina powiedziała to za mnie. Zapytała, czy przychodzę do niej w sprawie lepkich rączek dyrektora – mówi Babicka.

Wielu artystów i twórców okazało solidarność z kobietami z „Bagateli”. W liście otwartym przyznali, że należy przerwać kulturę milczenia na temat traktowania kobiet i aktorek w teatrze.

Do grona oskarżających dyrektora kobiet dołączyła aktorka, która w teatrze pracuje od ponad dwudziestu lat. Znalazła w sobie odwagę, aby zabrać głos i opowiedzieć o latach upokorzeń i psychicznego niszczenia, którego jak twierdzi, doświadczała współpracując z dyrektorem Schoenem.

- Słyszałyśmy, że aktorki po 40-stce powinny zając się warzywniakiem. Że tracą talent i nie są dla nikogo potrzebne w teatrze (…). Uwagi dyrektora typu: „Przytyłaś i nikt cię nie chce” były wyjątkowo poniżające. W momencie, kiedy dowiedziałam się, że nowe, młode pracownice są na to narażone, zdecydowałam się mówić i zeznawać. Pomyślałam, że chociaż to mogę zrobić, dla moich młodszych koleżanek.

Kilka dni po ujawnieniu afery w mediach, kolejne zarzuty wysunęły kelnerki jednej z krakowskich restauracji, gdzie dyrektor Schoen był stałym gościem. Na rozmowę z nami zgodziła się jedna z nich.

- Wziął podwójną lampkę wina i zaczęły się obleśne komplementy, że chciałby zobaczyć więcej, czy mogę uchylić w dół koszulkę, że chciałby, żeby moje dłonie rano gładziły jego skórę, że chciałby dotykać moich włosów. Podchodził i wąchał włosy. Była u nas jedna kobieta w ciąży i ona dosadnie mówiła, że sobie tego nie życzy i on mówił, że lubi, jak ktoś jest ostry. Jest to obleśne, kiedy stary chłop dotyka młodą dziewczynę, sapie do niej do ucha i opowiada, że chciałby zobaczyć więcej. Koleżanka napisała mi: „Powiedział, że chce mnie zerż...”.

Prokuratura Okręgowa w Krakowie wszczęła śledztwo, trwają przesłuchania kobiet. Wszystkie kobiety są objęte wsparciem terapeutycznym. Również w teatrze zaplanowano wspólne rozmowy z psychologiem, aby cały zespół wspólnie przeszedł przez ten kryzys.

 
 

 

xnews

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

powrót na górę

Reklama

biuro wirtualne

 

              Wiadomości            Wydarzenia             Świat                Polityka                 Gospodarka                   Sport                     Waszym zdaniem                   Styl życia                                                         

Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji tutaj . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz treść naszej nowej polityki a tutaj więcej informacji o Rodo