Logo
Wydrukuj tę stronę

W jednym aucie zginęły dwie osoby, drugie było puste.

W jednym aucie zginęły dwie osoby, drugie było puste.

Mieszkańcy Kamionki pod Wieluniem (woj. łódzkie) ruszyli z pomocą do dwóch rozbitych aut, które się zderzyły. W jednym zginęło dwoje ich sąsiadów. Drugie auto było puste. Okazało się, że samochodem kierował 39-letni policjant, który mimo ciężkich obrażeń rozpoczął marsz wzdłuż drogi. Przeszedł 20 kilometrów.



- W śledztwie są prowadzone czynności związane z wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia. Zostanie powołany biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. Przeprowadzono także sekcje zwłok, w czasie których pobrano próbki krwi do badań.

Wszystkie te zabezpieczone ślady i dowody będą podlegać szczegółowym badaniom. Będziemy oczekiwać na otrzymanie stosownych opinii – powiedziała Jolanta Szkilnik z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.

Policjant po wypadku wyszedł z auta i ruszył na południe. Po prostu szedł wzdłuż drogi. Godzinami. Mimo że miał obrażenia głowy i klatki piersiowej. Nikt ze służb go nie widział, bo szedł w stronę przeciwną do Wielunia, skąd na ratunek ruszyły straż, policja i pogotowie.

W 10 godzin pokonał blisko dwadzieścia kilometrów. W końcu 39-latek upadł. Leżącego, zakrwawionego mężczyznę znalazły przypadkowe osoby. Kierowca audi był trzeźwy. Trafił do szpitala. Jego stan do teraz nie pozwolił na przesłuchanie.

Oddalenie się z miejsca wypadku bez udzielenia pomocy jest przestępstwem, za które grozi do trzech lat więzienia. Kierowca mógł być jednak nie w pełni świadomy.

 

 

xnews