Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 381
Menu
Agencja marketingowa

Polskie Kły, czy spróchniałe zęby?

Od kilkunastu miesięcy mówi się o wielkich wydatkach, jakie państwo polskie ma zamiar wydać na reformę swojej armii. Premier mówi nawet o „polskich kłach”, które zatopią się w ciało przeciwnika, który zechce najechać naszą Ojczyznę. Niektórzy w swoich ocenach idą jeszcze dalej, na jednym z portali pojawiła się nawet bajka o tym, jakoby Polska stała się dzięki tym pieniądzom mocarstwem militarnym, co pomoże nawet zawrzeć sojusz z Chinami (sic!) .

 

Prawda jest jednak zdecydowanie inna i tak naprawdę te sto trzydzieści miliardów złotych, które zostanie wydane na armię, w żaden sposób nie zmieni Polski w jakiekolwiek mocarstwo. Zamiast fantazjować i z zapałem małego dziecka kolorować mapki i wyznaczać nowe granice, lepiej po prostu czytać, na co pieniądze zostaną wydane.

 

Zanim jednak rozpocznie się dywagacje na temat tego, co się zmieni w polskiej armii po wydaniu sto trzydziestu miliardów złotych, warto zastanowić się nad kilkoma sprawami. Premier Donald Tusk w czasie swojej kariery politycznej obiecywał już baaaaardzo wiele rzeczy. Ile z nich okazało się prawdą? Chyba każdy to widzi. Warto też przyjrzeć się dokładnie ostatnim zakusom ministra finansów Jacka Rostowskiego, który w tym roku chce zawiesić regułę 1.95 procenta (tyle co roku państwo polskie powinno wydawać na armię). Nikt chyba w to nie wierzy, że państwo w którym minister finansów po raz kolejny notuje problemy z wyliczeniami, zawiesi finansowanie armii jedynie na rok. Wszak słowo „kryzys” jest w Polsce odmieniane przez wszelakie możliwe przypadki, a setki tysięcy urzędników domagają się co roku kolejnych milionów złotych daniny. Nietrudno się domyśleć – na czym premier będzie oszczędzał – na armii, czy na swoich urzędnikach, wśród których ma największe poparcie?

 

Najwięcej w ostatnim czasie „krzyczy się” o tarczy antyrakietowej. Piękny slogan, pięknie brzmi, doskonała robota speców od PR. Polska planuje zakup systemów przeciwlotniczych / przeciwrakietowych średniego i bliskiego zasięgu (bardzo bliskiego zasięgu są produkowane w kraju), których zadaniem będzie osłona dwóch ważnych zespołów miejskich oraz trzech wielkich jednostek wojskowych. Nietrudno ustalić, że chodzi o osłonę trzech dywizji wojsk lądowych oraz Warszawy i Trójmiasta. Reszta kraju będzie bezbronna. W dzisiejszych czasach większości krajów nie stać za osłonę całości terytorium, ale w przypadku Polski warto zdać sobie sprawę, że bezbronna pozostanie aglomeracja katowicka, Łódź, Kraków, Poznań czy Wrocław.

Interesujące jest też to, czy większość osób klepiących bezmyślnie słowa „tarcza przeciwrakietowa” zdaje sobie sprawę z tego, że system ten jest zupełnie bezbronny wobec typowych pocisków balistycznych, na przykład reprezentujących klasę rosyjskich Topoli. Nie wiadomo także, jaką ilość rakiet Polska zakupi, czy starczy ich na jedną salwę i zestrzelenie dwudziestu pocisków, a potem pozostanie wystawianie przed domy świętych obrazów i modlenie się, żeby rakiety przeciwnika postrącał Chrystus ze Świętoszowa.

 

Wiadomo także, że zakochani w Stanach Zjednoczonych i ich technice wojskowej, będą preferować kupno zestawów Patriot. Oczywiście, w tym przypadku trudno mówić o jakiejkolwiek licencji, albowiem Amerykanie nie są absolutnie zainteresowani przekazaniem wasalowi w typie Polski praw do naprawy, modyfikacji czy produkcji. Nawet dokręcenie śrubki w amerykańskiej ciężarówce, przenoszącej zestaw Patriot, będzie wymagało wizyty amerykańskiego serwisu. Zestawy Patriot mają także sporo ograniczeń – jedna bateria nie może na przykład prowadzić obrony dookólnej, lecz może osłaniać pewien „wycinek koła”.

Europejskie zestawy SAMPT potrafią to bez problemu, ale zdaniem niektórych „znaffców” francuskie rakiety potrafią jedynie uciekać przed wrogiem no i oczywiście trzeba „żabojadów ukarać za 1939”. Polska produkuje świetne radary (np. TRS-15 Odra) i ma swoje ciężarówki, potrzebuje tylko nowoczesnych rakiet, a nie całych zestawów. Po co przepłacać i marnować dokonania rodzimego przemysłu?

 

Co uszczknie flota z tych stu trzydziestu miliardów? Czy złomownia, reprezentowana przez dwie, niesprawne, nieprzystające do walki na Bałtyku fregaty eskortowe, starą korwetę ZOP, trzy okręty rakietowe (wyposażone w nowoczesne pociski rakietowe RBS-15MK3), jeden leciwy rosyjski i cztery zabytkowe ex norweskie okręty podwodne, nagle zmieni się w znaczącą siłę bojową?

Planuje się kupno trzech okrętów obrony wybrzeża. Co to za twór? Zubożona korweta, okręt rakietowy, który będzie miał niewiele większe możliwości bojowe od trzech kutrów rakietowych, które stanową obecnie jedyny w miarę nowoczesny miecz Marynarki Wojennej.

 

Wiele mówiono o okrętach podwodnych (pod uwagę brano okręty francuskie i niemieckie, a specjaliści wspominali także o hiszpańskich i południowokoreańskich), których orężem miały być pociski manewrujące. Takie uzbrojenie faktycznie może być doskonałym narzędziem obrony dla kraju takiego jak Polska – w razie ataku pociski manewrujące mogłyby razić tak ważne cele, jak np. elektrownie przeciwnika. Ale znów nie warto dać się ponieść emocjom i radości ze zwiększenia siły militarnej kraju. Dlaczego? Dlatego, że kilka krajowych portali militarnych już dotarło do informacji, zgodnie z którymi Polska najprawdopodobniej wybierze okręty niemieckie (212?) i to bez pocisków manewrujących. Do tego mogą być to okręty używane. Nici z technologii, kontraktu dla stoczni i uzbrojenia kraju w skuteczny system bojowy.

 

Nie ma też jakichkolwiek planów pozyskania nowych albo używanych fregat rakietowych. Może to dziwić, zwłaszcza w związku z faktem budowy gazoportu w Szczecinie i chęci sprowadzania do Polski gazu z Kataru. Czy w razie ataku somalijskich piratów lub np. terrorystów na gazowce, Polska wyśle żołnierzy za pomocą motorówek? Czy może w planach jest błaganie innych o pomoc o interwencję? Planuje się modernizację jednej z posiadanych fregat typu Oliver Hazzard Perry. Chyba tylko po to, aby w ogóle mieć co wysłać na kurtuazyjne wizyty do innych portów. Jeśli Polski nie stać na budowę nowych fregat, bez problemu można dziś kupić całkiem niezłe jednostki z drugiej ręki (np. ex brytyjskie fregaty klasy 23 – w 2005 roku trzy takie jednostki sprzedano do Chile), z pewnością o wiele lepsze od okrętów typu OHP.

 

Siły powietrzne mają siedem eskadr, (z tego dwie na archaicznych Su22M4) i nie widać jakichkolwiek planów zakupu nowych maszyn. Czasami da się znaleźć niepotwierdzone informacje o chęci pozyskania kolejnych F16, tym razem używanych. Od pewnego czasu Polskę kuszą także Europejczycy, chcący sprzedać swoje Typhoony. Bez trudu można obecnie także pozyskać używane Typhoony z pierwszej transzy produkcyjnej. Pozostając w temacie F16, warto pamiętać, że niedługo będzie trzeba szykować się do kosztownej wymiany radarów w posiadanych przez Polskę 48 F16 CD Block 52M. Cieszyć może jedynie fakt, iż maszyny te mogą zostać uzbrojone w pociski klasy JASSM, na co podobnież wyrazili zgodę Amerykanie.

To plus. Zmodernizowane mają zostać także Migi29 a część posiadanych maszyn transportowych Casa C295 może zostać przebudowana do innych celów, np. rozpoznawczych, aew czy mrtt. Znów trzeba jednak wspomnieć o największej bolączce polskich sił powietrznych – braku nowoczesnych środków obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, które pozwolą bazom przetrwać na wypadek ataku przeciwnika. Zatem wydanie stu trzydziestu miliardów na armię raczej wielkiej rewolucji w lotnictwie nie dokona.

 

Szumnie zapowiadany jest przetarg śmigłowcowy, który pozwoli na dostarczenie wojskom siedemdziesięciu śmigłowców. Niestety, na razie nic nie wiadomo o planach zakupu śmigłowców uderzeniowych – posiadane przez Polskę Mi24 ładnie prezentują się na zdjęciach, za to coraz bardziej odstają od wymogów współczesnego pola walki. Dlatego też lekko śmieszyć może wizyta premiera w 25 Brygadzie Kawalerii Powietrznej, w której to Premier mówił właśnie o „Polskich Kłach”. Brygada Kawalerii Powietrznej, na skutek braku nowoczesnych śmigłowców uderzeniowych, tych kłów nie posiada, panie premierze.

 

Całkiem nieźle wyglądają plany rozwoju wojsk lądowych. Dalej dostarczane będą Rosomaki, w planach jest kwestia zastąpienia starych BMP przez nowoczesne wozy bojowe piechoty, mają się także pojawić nowe czołgi polskiej produkcji (które mają zostać stworzone wspólnie ze Szwedami, być może z wykorzystaniem elementów wozów rodziny CV90, przy okazji uśmiercono polskiego Andersa). Wojska lądowe mają otrzymać także trzy dywizjony zestawów MLRS Homar, nowoczesne armatohaubice Krab, samobieżne moździerze Rak, czy wyrzutnie artylerii rakietowej Langusta. Niemal pewny jest zakup kolejnej partii 128 czołgów Leopard 2, tym razem w wersji 2A5.

 

Trudno naprawdę mówić o jakichkolwiek rewolucjach. To po prostu próba naprawy wieloletnich zaniedbań w niewielkiej przecież armii, która wymaga nie tylko dozbrojenia, ale również zmian, aby było w niej więcej walczących żołnierzy, a mniej biurokratów. Cieszyć mogą jedynie słowa Prezydenta, wypowiedziane w czasie Święta Wojska Polskiego, zgodnie z którymi Wojsko Polskie ma w końcu przestać być armią ekspedycyjną, a jego głównym zadaniem ma być obrona kraju.

 

Warto zastanowić się, czego potrzeba, żeby polskie kły mogły skutecznie ugryźć przeciwnika?

 

Wielu specjalistów ciągle mówi o konieczności stworzenia jednostek typowo obronnych (reaktywowania Obrony Terytorialnej, stworzenia formacji na wzór amerykańskiej Gwardii Narodowej), które na wypadek wojny zajęłyby się obroną poszczególnych miast i ważnych miejscowości. Takie jednostki, wyposażone w ręczne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych i przeciwpancernych oraz w moździerze, zdecydowanie utrudniłyby działania przeciwnika i spotęgowały jego straty w obliczu wojny konwencjonalnej.

 

Tu warto jednak znów przez chwilę się zastanowić nad tym, czy na przeciwniku zrobi wrażenie to, że w czasie wojny straci on kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy mniej lub więcej? Raczej nie. W warunkach wojny totalnej nikt nie będzie zdobywał miasta, tracąc przy tym czas i kilka tysięcy rannych i zabitych. Miasto zostanie zmiecione ładunkiem nuklearnym, albo zaatakowane bronią chemiczną.

 

Najważniejszą jest zatem to, aby Wojsko Polskie mogło swoimi kłami nie tylko kąsać na swoim terytorium, ale aby mogło ono zadawać głębokie rany na terytorium przeciwnika. Wojsku niezbędny jest precyzyjny system rakietowy, zdolny do rażenia celów odległych o dwa / dwa i pół tysiąca kilometrów. Czy trudno go zbudować? Skoro takie kraje jak Korea Północna czy Iran potrafiły stworzyć pociski rakietowe w oparciu o stare rosyjskie rakiety Scud, Polska powinna bez problemu stworzyć własną broń rakietową np. w oparciu o posiadane w NDR (Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy) pociski rakietowe NSM.

 

Siły powietrzne powinny być wyposażone w samoloty myśliwsko uderzeniowe, które mogłyby zwalczać maszyny przeciwnika także i na dalekich dystansach pociskami dalekiego zasięgu (obrona przez maszynami przeciwnika, mogącymi wystrzeliwać pociski manewrujące), jak również które będą mogły atakować cele na terytorium przeciwnika pociskami rakietowymi. Lotnictwo musi także posiadać bezpilotowce, mogące wykonywać misje uderzeniowe (jak np. europejski Neuron) a bazy lotnicze muszą być dobrze chronione przed atakiem przeciwnika. Potrzebne są nowe śmigłowce uderzeniowe, które będą wspierać jednostki aeromobilne i zmechanizowe, eliminując np. pojazdy pancerne przeciwnika. Polska powinna także już teraz szukać przyszłych partnerów do produkcji maszyny bojowej piątej generacji. Wystarczy spojrzeć np. na Turcję, Japonię, Koreę Południową, państwa europejskie , a nie tylko bezmyślnie kupować gotowe i drogie produkty made in USA.

 

Marynarka Wojenna powinna posiadać kilka okrętów podwodnych, zdolnych do wykonywania uderzeń pociskami manewrującymi na cele lądowe. Przydałyby się także dwie nowoczesne fregaty i okręt desantowy, który w razie potrzeby (np. zatrzymanie przez piratów gazowca, transportującego skroplony gaz do Świnoujścia), mogłyby interweniować.

 

Wojska Lądowe z kolei powinny w końcu pozbyć się leciwych BMP, BRDM2 (trwają rozmowy nad wyborem następcy), a żołnierze powinni korzystać z systemów żołnierza przyszłości Tytan i dużej ilości wyrzutni kierowanych pocisków przeciwpancernych.

 

Wtedy moglibyśmy mówić o polskich kłach.

 

Na razie polskiej armii potrzebne jest porządne plombowanie, bo gdy spojrzy się na jej wyposażenie, widać, że kły są porządnie spróchniałe.

 

 

 

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

powrót na górę

 

              Wiadomości            Wydarzenia             Świat                Polityka                 Gospodarka                   Sport                     Waszym zdaniem                   Styl życia                                                         

Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji tutaj . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz treść naszej nowej polityki a tutaj więcej informacji o Rodo