Logo
Wydrukuj tę stronę

Sekretne życie ślimaka

Sekretne życie ślimaka

Któregoś deszczowego dnia, podczas niesamowicie ulewnego popołudnia, kurczowo ściskając niesforną, czerwoną parasolkę, której sędziwy wiek powodował, że walka z wystającym drutem, wciskającym się natrętnie w oko, stawała się niemalże walką z wiatrakami, ja szłam nieprzerwanie deptakiem.

Idąc, a właściwie posuwając się w żółwim tempie, hamowanym przez nachalny wiatr, oscylując pomiędzy wszędobylskimi kałużami, bluźniąc tak troszeczkę pod nosem, natknęłam się na małego, mokrego, śliskiego ślimaczka.

Drobne stworzenie wyłoniło się przede mną niespodziewanie, i chociaż dookoła pełno było podobnych mu istot, ten najbardziej przykuł moją uwagę. Tak mozolnie, usypiająco wręcz czołgał się swoim lepkim „brzuchem” po asfalcie, by jak najszybciej dostać się do wytyczonego celu. Niby mięczak, a tak rezolutnie starał się dobić się na swoje miejsce. Wiecznie pod presją zgotowaną przez osobniki gatunku ludzkiego, w pośpiechu niweczące plany ślimaka, który ostatnie swe chwile spędzić może na podeszwie męskiego obuwia, ewentualne uwieszony na szpilce damskiego pantofla.

Dżdżysta aura sprzyja ich nagminnemu rozprzestrzenianiu się w bliskości człowieczych kroków, tym samym skazane są na zbyt szybkie zakończenie swego żywota. Delikatne stworzonko nieznacznie wychyliło czułki, sprawiając, że zapomniawszy o nieznośnej pogodzie i gigantycznych kroplach uderzających o czubek głowy, przypomniałam sobie śpiewaną w dzieciństwie piosenkę „Ślimak, ślimak pokaż rogi”. Cudowne uczucie zalało serce, chętne na spontaniczne powroty do dawnych czasów. Zastanawiałam się dokąd podąża kruchy przedstawiciel ślimaczego rodu? Gdzie pośpiesza, skoro dom i cały swój dobytek targa na własnym grzbiecie? Dokąd tak „mknie” mając przecież wszystko pod „nosem”? Zlękniony, w chwili przerażenia błyskawicznie chowający wątły organizm w delikatną skorupkę, chroniącą przed natarczywym intruzem.

To sekretne życie, sprawia, że ingerujemy w jego autonomię, próbując zrozumieć co kryje w sobie zwiotczały twór. Ospały osobnik w momencie niepokoju ekspresowo, asekuracyjnie, w mgnieniu oka wręcz skrywa się w bezpiecznym wnętrzu muszli. Jego tajemne bytowanie rozczula ale i inspiruje. Pozwala zanurzyć się w marzeniach, przenikać wnętrze ślimaczego mieszkania, wejść głęboko w jego starannie skrywany świat. Niepozorny, irytujący czasami, gdy zbyt nagminnie szerzy się na ulicach i chodnikach. Obślizgły, dla niektórych ohydny stwór, napawający odrazą, dla dzieci zwierzątko „domowe” chowane w słoiku z trzema dziurkami na pokrywce i trzymane w sekrecie pod łóżkiem, by wszędobylskie oczy mamy nie odnalazły małego znaleziska, sprowadzonego z ogródka. Karmiony sałatą czy innymi zielonymi wynalazkami, otoczony dziecięcą troską, pełną zapału i odpowiedzialności za nowego domownika.

Stojąc nad ślimakiem jak kat nad grzeszną duszą, zatopiona w myślach i rozważaniach na temat jego tajemnic, nie zauważyłam nawet, że przestał padać nieustępliwy do tej pory deszcz. Zza jeszcze ciągle ponurych chmur dało się zaobserwować nieśmiało wynurzające się promienie upragnionego słońca. Ciepło delikatnie muskało zamoczoną twarz, wybrakowany parasol nareszcie mogłam złożyć i niestety wyrzucić do pobliskiego kosza na śmieci, choć przysłużył się niejednokrotnie, podczas podobnych do dzisiejszej ulew. Coraz piękniejsza pogoda sprawiła, że tym razem deptak zalany został falą ale zziębniętych i łaknących słońca, pokątnie chowających się przez deszczową pompą ludzi.

Tak wiele zrobiło się ich dookoła, że życie małego przyjaciela było prawdziwe zagrożone. Nie mogłam zostawić go samego na drodze pełnej biegających dzieci czy jadących rowerów. Ktoś mógłby uszkodzić bądź zabić drobnego podróżnika. Oszacowałam jaka odległość dzieli ślimaka od najbliższej murawy i doszłam do wniosku, iż tej drogi zbyt wiele mu zostało, by mógł uniknąć zetknięcia z niecierpliwym obuwiem. Być może zmierzał do swoich pozostawionych gdzieś samotnie dzieci, albo gdziekolwiek indziej, to już nie miało większego znaczenia, ważna była moja decyzja, która mogła zaważyć o jego dalszym losie.

Zbyt długo nie zastanawiając się, po prostu wzięłam w dwa palce maleńką skorupkę, nagle mój miniaturowy towarzysz schował się w bezpieczne zakamarki swoich małych „czterech kątów”, wyczuwając z pewnością nadchodzące niebezpieczeństwo. Pomimo mojej dobrej woli, ten nie mógł wiedzieć przecież, że jestem jego kumplem a nie wrogiem.

Rozumiejąc jego „obawy”, szybko przeniosłam niewielką istotkę w dogodne miejsce. Może pokrzyżowałam mu plany, „zdezorganizowałam” czas, ale przynajmniej uratowałam sekretne życie, schowane w swojej pewnej przystani. Nie ocalę każdego przedstawiciela z gatunku mięczaków. Nie uchronię przed innymi ludźmi, ale samodzielnie, każdego napotkanego na drodze mikrego ślimaczego przyjaciela przełożę, położę, zaniosę bądź odniosę w przystępne dla niego środowisko, by tam mógł w dalszym ciągu prowadzić swoje tajne, pełne sekretów i zagadek życie.

 

 Zd24.pl, Ilona Opolska